Wiersze

Opowiadania

Zaradny Mietek

Mietek na imprezki chodzić lubił. Emigracyjne troski swe alkoholem na nich zalewał, a i od używek też nie stronił. ‘Przecie mu się należało od czasu do czasu zresetować” mówił kolegom na zmywaku. Jak tylko niejaka okazja wyjścia na miacho się napatoczyła, w najlepszą koszulkę ‘Umbro”, białe adidaski z przeceny ze sport dajrekta przyodziewał. Kieszenie funciakiami wypełniał, bo skąpy nie był. Drinka czasem jakiejś niewieście kupić trzeba, co by się z pragnienia słaniać nie musiała. Ładny z niego był chłopak, twarz miał przystępną a i ciało nie najgorsze. Po angielsku mówił nie najgorzej, choć często mu jeszcze słów brakowało w rozmowach. Dogadałby się z Dżulią czy Hanną, on jednak w sprawach miłosnych wolał Andżelikę czy Honoratę w ojczystym języku czarować. Swojsko mu wtedy było, mniej do domu tęskno.

Sobotni wieczór takowy nastąpił, Mietek na disco poszedł, kolega jednak niedomógł w przedbiegach i zamiast na imprezę dotrzeć, zasnął na kanapie alkoholem upojony. Mietek nie krył rozczarowania ‘posyłając mu trzy słowa do księdza prowadzącego’ w tekstowej wiadomośc. Tracić jednak okazji na dobrą zabawę zmarnować nie chciał. Został więc i samotnie ruszył na parkiet i Bon Dżowim kilka piruetów wywinął. Po chwili w oko rudowłosa niewiasta mu wpadła. Niczym urodzony łowca niewieścich serc rozpoczął podchody. Poobserwował chwilę, rzucił uśmiech przelotny gdy minęli się obok baru, a gdy ona uśmiech odwzajemniła i płacąc za drinka polski dowód osobisty jej z portfela wypadł nasz bohater momentalnie więź poczuł. Nonszalanckim ruchem owy dokument podniósł i powiedział: ‘Witam piękną panią, może drinka byśmy się razem napili?’ kobieta delikatnie odurzona alkoholowo niezwłocznie zgodziwszy się na darmowy trunek przystała na propozycję amanta. Resztę wieczoru na tańcach spędzili, rytmy przebojowe ogarnęły ich splecione ciała i po niedługim czasie pocałunkiem namiętnym się obdarowali. 

Noc minęła szybko i czas końca dyskoteki nastał. Dziewczyna zauroczona kocimi ruchami zalotnika i pocałunkami rozkosznymi, do siebie na włości zaprosić go nie omieszkała. Mietek bez zastanowienia zaproszenie przyjął i oboje spacerowym krokiem poszli do posesji niewiasty. Od wejścia niczym w hollywoodzkim filmie namiętność z nich kipiała, całować się zaczęli na kanapie w salonie, a jego ręce niczym spragnione ciepła ciała gorącego wędrować zaczęły po jej jędrnym ciele. Czując iż rozkoszy cielesnych czas niedługo nastąpi, kobieta przeprosiła adoratora i odświeżyć się poszła do łazienki pośpiesznie. 

Pech chciał, że łazienkę jedną tylko w mieszkaniu miała, a Mietek cierpliwie czekając na powrót rudowłosej potrzebę fizjologiczną natury stałej poczuł. Czas nie był jego przyjacielem i potrzeba z upływem minut coraz bardziej uporczywie dawała mu się we znaki. Szukając rozwiązania problemu narastającego w jelitach desperacko rozejrzał się po pokoju. Pies śpiący obok szafki na telewizor oczom jego się ukazał i w przypływie natchnienia plan wpadł mu do głowy groteskowy.

Po chwili usiadł ponownie na kanapie, a jego serce przepełniała nadzieja iż poczynania hańbliwe na sucho mu ujdą. Po powrocie panna mydłem i perfumem pachnąca, zasiadła obok gotowa ponownie pocałunki dawać, lecz po chwili niespokojnie nosem pociągać zaczęła. Woń nieprzyjemna, zapytanie w niej wzbudziła: ‘Co tu tak wali?!’. “Pies ci się stytłał’ odpowiedź z ust amanta wybrzmiała z pogardą, a ręką wskazał na zwierzę. Lecz na dźwięk słów Mietka zniesmaczona pani wykrzyknęła  ‘Przecież ten pies jest w plastiku!’ 

Buty

 

Zanim znowu powiesz mi

co mam myśleć, jak mam żyć

czego nie chcieć i co mieć

komu ufać i gdzie biec

 

Wskocz w me buty

Przejdź w nich DZIEŃ

Znajdź me szczęścia

Smutków cień

Ciężar bólu

Kruchość chwil

Weź ze sobą moje łzy

Strach przed jutrem

Szare sny

 

Wtedy znowu powiedz mi

co mam myśleć, jak mam żyć

czego nie chcieć i co mieć

komu ufać i gdzie biec…

I choć nigdy...

 

nie zawrócisz dla mnie rzeki

nie sprostujesz krętych dróg

nie ułożysz w głowie marzeń

nie zabierzesz strasznych snów

 

Sprawiasz, że mam w sercu lato

Nawet w te pochmurne dni

Weźmy wiosła, kompas, mapę

Ruszmy w drogę

 

- ja i Ty.

Jeszcze przyjdą takie dni…

 

Kiedy to czego chciałeś,

będzie tym co już masz.

 

Kiedy w lustrze zamiast zmartwień,

uśmiechniętą ujrzysz twarz.

 

Kiedy człowiek,
który słów swych kwasem

wciąż zatruwał radość ci,

W końcu przełknie serca żale

poda dłoń i przeprosi…

 

Jeszcze przyjdą takie dni.

Twarz w lustrze

 

nie znają mnie takiej,

jaką tylko ty mnie znasz

i nie wiedzą o wspomnieniu,

które miało inną twarz

 

nie wspominam i nie wzdycham,

nie żałuję tamtych chwil

chociaż wiem, że już nie wrócisz

przypominasz siebie mi

 

każdy smutek i upadek

każdy sukces, szczery śmiech

ukształtował „moje jutro”

w którym ciebie będę mieć

 

mimo zmian i niepowodzeń

nie zważając na zły czas

zawsze w sercu mam spełnienie

które nosi twoją twarz

Chciałabym

 

Chciałabym cię znów zobaczyć,

chociaż ten ostatni raz,

żebyś stanął znowu przy mnie,

żebyś miał pogodną twarz.

 

Chciałabym byś mnie zapewnił,

że jest cicho tam, gdzie śpisz,

i że czujesz błogi spokój

i co dobre ciągle śnisz.

 

Chciałabym byś raz jedyny,

przyszedł do mnie w moim śnie,

i zaręczył swoim słowem

że spotkamy jeszcze się.

 

Bądź szczęśliwy i spokojny,

zerknij czasem na nas w dół,

zanim znowu cię zobaczę,

śnij miliony dobrych snów.